Mugler A*Man Pure Shot (Pure Energy) – perfumy z aferą w tle

Z tymi perfumami wiąże się ciekawa historia. Na celebrytę promującego kampanię reklamową tych perfum wybrano Oscara Pistoriusa – beznogiego biegacza z RPA. Jak wiadomo, pan Pistorius zastrzelił swą partnerkę Reeva Steenkamp, za co został skazany na 13 lat więzienia. "Shot" po angielsku ma wiele znaczeń, w tym i kieliszek wódki, ale i, a może przede wszystkim, strzał. W tej sytuacji właściciel marki, firma Clarins, oczywiście wycofała się z kampanii reklamowej z udziałem Oscara Pistorius. Równocześnie zdecydowano się na zmianę nazwy perfum na Pure Energy.

Mocno zaskoczyły mnie te perfumy. Okazji do zakupu miałem wiele, ale ze względu na kiepskie opinie krążące po Internecie, jakoś nie zdecydowałem się, by flakon wylądował w kolekcji. Na szczęście trafiła się próbka.

Zapach jest zgodnie z przewidywaniami lekki, ale i bardzo oryginalny. Przypomina mi Lalique White EDT, ale Pure Shot ma mniej pieprzu i cytrusów, jest nieco okrąglejszy, mniej narowisty. Kolejne skojarzenie, pewnie przez jałowiec, to Penhaligon's Juniper Sling. To tylko skojarzenia, bo tak jak napisałem wcześniej, kompozycja jest oryginalna, po pierwsze zupełnie inna niż pozostałe pachnidła z rodziny A*Man, włącznie z Kryptomint, ale po drugie, wyróżniająca się na tle innych perfum. Kombinacja cytrusów i mięty w otwarciu, a póżniej pieprzu, jałowca i paczuli wybrzmiewa naprawdę ciekawie.

Mugler Pure Shot to perfumy, które bardzo dobrze będą sprawdzały się wiosną, choć najlepiej zagrają latem. Do biura można je zabrać cały rok, no może z wyjątkiem srogiem zimy. Trwałość jest typowa dla świeżych kompozycji, czyli umiarkowana, do 5-6 godzin, z całkiem przyzwoitą projekcją przez pierwszą godzinę.