John Varvatos Vintage to perfumy męskie, które pojawiły się na rynku w roku 2006. Twórcą kompozycji zapachowej jest Rodrigo Flores-Roux. Na kompozycję zapachową typu drzewno-szyprowego składają się w linii głowy: tytoń, zamsz, jodła balsamiczna, fasola tonka, mech dębowy, nuty drzewne i paczula; w linii serca: cynamon, juniper berries, lawenda, zielone liście, jaśmin i korzeń irysa; w bazie: rabarbar, pigwa, pieprz, wormwood, bazylia i koper włoski. Zarówno trwałość, jak i projekcja są poniżej przeciętnej. Ogólnie, John Varvatos Vintage oceniane są jako wybitne.
To moje pierwsze perfumy od Johna Varvatos. Większość inne, które testowałem, miały albo słabe parametry, albo coś w nich mi nie pasowało. W Vintage pasuje mi wszystko. Nie, żeby były to jakieś wybitne perfumy, bo zdecydowanie takie nie są, ale dobrze mi się je nosi, a i ograniczona trwałość zasadniczo nie przeszkadza.
To ciepły, tytoniowo-korzenny zapach, w którym słodkość tonki zrównoważona jest skórą, a może bardziej zamszem, igliwiem i kwaśną pigwą. Właśnie ten kwaskowo-leśny balans jest tutaj szczególnie atrakcyjny. Dociekliwi mogą doszukać się podobieństwa do Paco Rabanne 1 Million Prive, ale Vintage to kompozycja mniej korzenna, a w szczególności ze znacznie mniejszą ilością cynamonu.
Zapach jest raczej subtelny i z klasą, o parametrach skrojonych pod randkowo-wieczorowe zastosowania, a więc nigdy nie jest hałaśliwy czy narzucający się. Do zastosowań wieczorowych Vintage nadaje się przez cały rok, a jesienią, zimą i wiosną może być używany również w dzień, w tym i do biura.
Cały czas nie rozumiem, skąd wzięła się ta nazwa? Jak na mój gust, nie jest to zapach "vintage". Owszem, ma w sobie delikatne nawiązanie do starej, perfumiarskiej szkoły szyprowo-fougere, ale jest ono na tyle skromne, że nie usprawiedliwia wysuwanie tej cechy na pierwszy plan. Osoby szukające nowoczesnych perfum nie muszą się martwić – to nie jest klasyk.